Sklep    |  Mapa Serwisu    |  Kontakt   
 
Baza Firm
Morskich
3698 adresów
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi
Wydrukuj artykuł

"Costa Concordia" - największe odszkodowania w historii żeglugi?

Obserwator Morski, 2012-03-20
ROZMOWA Z ANDRZEJEM HEBLEM, WŁAŚCICIELEM KANCELARII UBEZPIECZEŃ GOSPODARCZYCH W SZCZECINIE 13 marca mija kolejny miesiąc od styczniowego wypadku cruisera "Costa Concordia". - Tak olbrzymiej katastrofy morskiej - jak ta z udziałem włoskiego cruisera "Costa Concordia" - Europa (od tragedii "Estonii") nie doświadczyła. Analiza przyczyn wypadku to szok dla wszystkich. Zaczynało bowiem dominować przeświadczenie, że przy dzisiejszych technologiach staliśmy się na wodach europejskich wolni od tego typu katastrof. A jednak technologia i środki bezpieczeństwa przegrały z ludzką brawurą - żeby nie powiedzieć głupotą - kapitana statku. Dla mnie ten wypadek to przede wszystkim analiza ubezpieczeniowa i prawna w powiązaniu z niedopuszczalnymi zachowaniami tych, którzy powinni być wyszkoleni do absolutnej perfekcji - tych, którzy zawiedli na całej linii. Zanim przejdziemy do analiz ubezpieczeniowo-prawnych - jakie konsekwencje "Costa Concordia" ma dla rynku wycieczkowców? - Pływające kurorty na morzu to dziś galopujący biznes. W 1970 roku na transatlantykach podróżowało 0,5 mln pasażerów, w 2011 roku zanotowano już 21,8 mln takich turystów na wycieczkowcach. A biorąc pod uwagę, że każdy z nich zostawia na statku ok. 1.000 dolarów, można sobie szybko obliczyć, jak gigantyczne przychody osiągają armatorzy cruiserów. Dziś mamy na tym rynku trzech naprawdę liczących się gigantów. Są to P&O Cruisers, Cunard oraz Carnival Corporation (m.in. współwłaściciel "Costa Concordia"), których roczny zysk przekracza poziom 2,5 miliarda dolarów. Katastrofa "Costa Concordii" już się przekłada na straty tego rynku. Potencjalni pasażerowie są przestraszeni tym co się stało - zapewne ich pierwszym odruchem będzie wybór wakacji na lądzie. Jeżeli założymy, że ok 10% pasażerów się waha, to się przekłada na straty rzędu ok. 2-3 mld USD - a to już niemało, choć pewnie do odrobienia. Dochodzą do tego olbrzymie straty "Costa", gdzie proces bukowania biletów sięga wiele miesięcy naprzód. Zatem straty ze zwrotów biletów już są namacalne i sięgają zapewne setek tysięcy euro miesięcznie. Przejdźmy więc do Pana analiz ubezpieczeniowo-prawnych. - Ten wypadek ma ogromny wpływ na morski rynek ubezpieczeniowy, zarówno w segmencie Casco (H&M), jak i P&I. Rezerwy odszkodowawcze już dochodzą do pułapu miliarda dolarów. Ten pułap może zostać przekroczony - co jest uzależnione od decyzji ubezpieczycieli dotyczących ratowania statku. Skąd te przypuszczenia? - Cascowo w historii ubezpieczeń morskich nie było większego wypadku. Budowa "Costa Concordia" kosztowała 450 mln euro, a to koszt bez luksusowego wyposażenia cruisera, którego śmiało można nazwać miasteczkiem na wodzie. Statek jest ubezpieczony u czterech ubezpieczycieli w Europie (Generali, RSA, XL Lloyd's, Bloomberg) na mniej więcej pół miliarda euro. Dodatkowo Grupa Carnival ubezpieczała statek w ramach tzw. "self insurance" (tutaj informacji rynek nie podaje). Najbliższe tygodnie to decyzje ubezpieczycieli Casco, czy będą ratować jednostkę (trwa przetarg z udziałem największych firm ratowniczych na świecie), czy też ogłoszą tzw. stratę "konstruktywną" (do czego mają prawo w przypadku, gdy koszty ratowania przekroczą sumę ubezpieczenia statku). W takim jednak przypadku i tak władze włoskie nałożą obowiązek wydobycia - już wtedy - wraku statku na armatora. Ten segment obsługi wchodziłby wtedy w zakres ochrony P&I. Co oznacza ochrona P&I? - To drugi segment ubezpieczeń - statek i jego armatora ubezpiecza Klub Standard P&I. Ale pułap potencjalnych roszczeń sprawia, że odszkodowania wejdą już w tzw. system "poolowy", co oznacza , że wszystkie światowe Kluby P&I (zrzeszone w tzw. Interational Group") będą się solidarnie składać na przyszłe odszkodowania . Tutaj główną grupą roszczeń będą pasażerowie. Ich roszczenia to jedna wielka niewiadoma. Niewielu przyjmuje zaoferowane poziomy ugody (ok. 12.500 euro). Wielu turystów będzie walczyć. Największe firmy prawnicze już przygotowują pozwy, a pierwsze roszczenia już przekraczają - i to znacznie - limity konwencji pasażerskich. Następną w kolejności grupą roszczeń będą roszczenia załogowe, roszczenia dzierżawców sklepów na statku, orkiestr i innych, którzy utracili tam swoje towary czy instrumenty. Do tego dochodzi ryzyko podniesienia wraku oraz działania zapobiegawcze, aby nie doprowadzić do zanieczyszczeń olejowych. Wygląda to bardzo katastroficznie - czy taki wypadek może przewrócić rynek ubezpieczeń morskich? - Przewrócić na pewno nie, ale tak gigantyczne odszkodowania w przyszłości wpłyną negatywnie na stawki ubezpieczeniowe, co będzie podyktowane koniecznością odbudowania bezpiecznych rezerw. Ubezpieczyciele będą ostrożniejsi, a na argumenty typu: "mój statek jest bardzo nowoczesny, a elektronika pokładowa pozwoli uniknąć kolizji", odpowiedź będzie jedna - popatrz na "Costa Concordia". Świat ubezpieczeniowy poradził sobie z największymi katastrofami naturalnymi na naszej ziemi. Przewidywania, że świat ubezpieczeniowy wypłacając odszkodowania za pożary, powodzie, fale sejsmiczne itp. powyżej 250 mld EUR rocznie - zbankrutuje - się jakoś nie sprawdzają. Ale efekt jest taki, że ceny ubezpieczeń majątkowych z roku na rok wzrastają. To samo czeka nas w żegludze bo ubezpieczyciele CASCO oraz Kluby P&I są powiązani z rynkiem reasekuracyjnym - taka pajęczyna powiązań sprawia, że wszyscy gracze na tym rynku ucierpią. Przejdźmy do aspektów prawnych. - Podstawowym pytaniami są: jak traktować brawurę kapitana "Costa Concordii? Jak traktować oświadczenia armatora statku, które wskazują na akceptację dewiacji od wyznaczonej, bezpiecznej routy statku? Czy jest to wypadek losowy, na który załoga nie miała wpływu? Prawo shippingowe, w tym konwencje pasażerskie, chroni armatora - nawet ograniczając jego odpowiedzialność cywilną przewoźnika w stosunku do pasażera. Błąd załogi jest włączony do prawa międzynarodowego jako "coś wytłumaczalnego", ale jest to głównie błąd nawigacyjny. Jest tutaj luka co do "brawury", "głupoty", "pijaństwa", "narkotyków". Zapewne prawnicy amerykańscy, niemieccy, angielscy, już reprezentujący pasażerów, będą bazować na wspomnianych lukach w międzynarodowych konwencjach morskich, aby ominąć możliwość ograniczenia odpowiedzialności cywilnej. Proszę powiedzieć coś więcej o konwencjach pasażerskich. - Prawo pasażerskie to trzy formuły - od najbardziej rygorystycznej "lotniczej" poprzez "pasażera morskiego" do tego "lądowego" (np. w przewozach kolejowych). Wypadek "Costa Concordia" może spowodować, że najbardziej rygorystyczne tendencje lotnicze będą kopiowane do przewozów morskich. Niestety "Costa Concordia" otworzy, moim zdaniem, nowy rozdział nt. prawa pasażerskiego w żegludze morskiej. Ale pozostaje jedno pytanie: czy będą chętni, aby nowe rygory ubezpieczyć? Bo np. 3.000 pasażerów z limitem odpowiedzialności po 250.000 SDR to już "kosmiczne" pułapy odszkodowań. Obyśmy nie byli świadkami aż tak czarnych scenariuszy - ale "Costa Concordia" uświadamia nam, że każdy scenariusz staje się realny. Zatem co dalej? - "Costa Concordia" wykazała jedno - NIC nie pracowało normalnie na europejskiej jednostce pierwszej klasy. Nie mówię tutaj o kapitanie Schettino, ale o faktach, że włoski coast guard dowiedział się o wypadku od pasażerów, działania załogi były nieskoordynowane - jej członkowie nie wiedzieli co robić, jak ratować pasażerów, 50 minut po wypadku komunikaty brzmiały: "to tylko black-out, idźcie do kabin". Te fakty należą do nieprawdopodobnych i wstydliwych okoliczności. Zupełnie nawaliła opieka załogi nad bezpieczeństwem pasażerów. Zapewne nowe przepisy będą bardzo rygorystyczne. Po tak gigantycznej szkodzie wymuszą to sami ubezpieczyciele statków, a powtarzalne ćwiczenia z ratownictwa morskiego będą wymagane. Pasażer niestety nie lubi próbnych alarmów na wycieczkowcach, bo uświadamiają one, że ten pływający raj to też i zagrożenia. Jaka jest Pana opinia nt. kapitana "Costa Concordia"? - Tutaj mam pewien kłopot. Brawura, nieodpowiedzialność, ryzyko, beztroskie traktowanie powierzonego majątku i pasażerów nasuwają się same. Ale to ten sam człowiek w ostatniej fazie rejsu wprowadził "Costa Concordia" na skalistą mieliznę, przez co uratował setki pasażerów i załogę. Gdyby tego nie zrobił - ta tragedia byłaby "Titanikiem Bis na niewyobrażalną już skalę. Mam nadzieję jednak, że o tym "bohaterstwie" filmów nie będzie. Większość brokerów, ubezpieczycieli, prawników wciąż nie wierzy, że takie zdarzenie mogło mieć miejsce tylko i wyłącznie przez ludzką głupotę i brawurę. Dziękujemy za rozmowę. A do sprawy będziemy zapewne jeszcze wielokrotnie wracać. - Zapewne tak, bo proces likwidacji tych roszczeń to kilka lat... "Costa Concordia pozostanie przestrogą dla wszystkich powiązanych z morzem, ale czy na długo? Mam wątpliwości...
 
Rozmawiała: KAMILA TREDER-PIEKARSKA
 
Strona Główna | O Nas | Publikacje LINK'a | Prasa Fachowa | Archiwum LINK | Galeria
Polskie Porty | Żegluga Morska | Przemysł okrętowy | Żegluga Śródlądowa | Baza Firm Morskich | Sklep | Mapa Serwisu | Kontakt
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl