Ěŕăŕçčí    |  Site map    |  Contact   
 
Maritime
Companies
Database
3698 addresses
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi

Powrót

Wydrukuj artykuł

Fabryki balastu

Nie, 2009-10-19

Stocznie w Polsce są święte. Trzeba im składać ofiary liczone w miliardach złotych. Jest afera stoczniowa. Afera nie polega jednak na tym, że Tusk z pomocą Grada chciał wcisnąć to śmierdzące jajo, jakim są polskie stocznie, pierwszemu lepszemu, który się tylko zająknął, że chce je kupić (już mniejsza o to, czy byli to szejkowie, czy handlarze bronią, czy agenci Mosadu, czy Bóg wie kto). Afera polega na tym, że przez ostatnie lata do każdego (!) statku wyprodukowanego w każdej (!) z trzech naszych świętych stoczni (w Szczecinie, Gdyni i Gdańsku) dopłacaliśmy średnio po ok. 30 mln zł. Ssanie kasy Chciałem policzyć, ile kasy z państwowego budżetu wpompowano w stocznie przez wszystkie lata od stycznia 1971 r. To zadanie niemożliwe do wykonania. Wiedzy takiej nie posiadał i nie posiada nikt w Polsce: ani żaden premier, ani minister, ani urząd. Nie posiadają jej także w stoczniach. W różnych miejscach są jakieś cząstkowe dane, których nikt nigdy nie próbował scalić. Mało tego: NIK, która kontrolowała stocznie dwa razy w ciągu ostatnich kilku lat, skarży się w raportach pokontrolnych, że takich danych od stoczni nie jest w stanie wyegzekwować albo dostaje dane nieprawdziwe. Kasa na nierentowny od lat przemysł stoczniowy szła z różnych źródeł. Przede wszystkim bezpośrednio z Ministerstwa Skarbu oraz z rządowej Agencji Rozwoju Przemysłu i rządowej Korporacji Polskie Stocznie SA. Odbywało się to poprzez dokapitalizowywanie stoczni, różnego rodzaju poręczenia, pożyczki, które nigdy nie zostały zwrócone. Następnie poprzez ZUS, PFRON i urzędy skarbowe. Te w kolejnych latach umarzały stoczniom ich zadłużenia z tytułu niezapłaconych składek i podatków. Dalej w kolejce szły samorządy - umarzały podatki lokalne za grunt i nieruchomości. Pieniądze stoczniom w postaci gotówki przekazywały także poszczególne ministerstwa, które - wydawać by się mogło - z budową statków mają niewiele wspólnego. Np. Stocznia Gdynia od 2003 r. otrzymywała kasę z Ministerstwa Edukacji. Część tej kasy w ogóle w stoczniach nie była księgowana. Proceder ten trwał od początku lat 90. Jakiekolwiek dane liczbowe dostępne są od 2001 r. Główne źródła wiedzy o tym, ile kasy poszło na stocznie, są trzy: dwa raporty NIK (za lata 2001-2005 oraz 2005-2007) oraz informacja o pomocy publicznej dla stoczni Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (dane od 1 maja 2004 do 31 lipca 2008 r.). Proste dodanie liczb z tych dokumentów nic nie daje, ponieważ każde z tych opracowań dotyczy innego okresu, te zaś zachodzą na siebie, poza tym nie wiadomo, co kto uważa za pomoc publiczną, którą kasę faktycznie do stoczni wpompowano, a która była tylko tzw. gwarancją, czyli państwowymi pieniędzmi gdzieś tam zablokowanymi na kontach, ale jednak nie wypłaconymi żywą gotówką. Do tego dochodzą tzw. dopłaty z budżetu do budowy statków (ustawę o dopłatach Sejm uchwalił w marcu 2005 r. głosami wszystkich partii). Problem z policzeniem pieniędzy wpompowanych w stocznie jest też taki, że po drodze upadła Stocznia Szczecińska, a na jej zewłoku postawiono w 2002 r. Stocznię Szczecińską Nową. Stocznia Gdynia w 1998 r. przejęła Stocznię Gdańsk, która w 2006 r. zyskała samodzielność, by w 2007 r. trafić w ręce Ukraińców. Każdy z każdym się inaczej rozliczał. Paserstwo Aby dać choć przybliżony obraz sytuacji w naszym budownictwie statkowym, wzięliśmy okres od roku 2001 do 2007. Z naszych wyliczeń na podstawie dostępnych raportów NIK i UOKiK wyszło, że w tych latach do trzech stoczni wpompowano w sumie 2750 mln zł tzw. pomocy publicznej żywą gotówką (nie liczymy tu poręczeń i gwarancji). Do tego należy dodać 252 mln zł dopłat rządowych do budowy statków. To daje kwotę 3,2 mld zł*. W tym czasie trzy stocznie wyprodukowały łącznie 135 statków. Czyli do każdego statku sprzedanego przez stocznie Gdynia, Gdańsk i Szczecińską Nową dokładaliśmy wówczas średnio po 22 mln zł. Dokładaliśmy zagranicznym armatorom, bo wszystkie te statki poszły na eksport. I to by się mniej więcej zgadzało z bilansami strat stoczni, które stale były na minusie, nawiasem mówiąc - rosnącym z roku na rok. Pomoc publiczną stocznie dostawały także w 2008 r. Szacujemy, że gotówką było tego ok. 500 mln zł. Odprawy dla zwalnianych stoczniowców zatwierdzone przez rząd, Sejm i prezydenta w ramach tzw. specustawy stoczniowej to także ok. 560 mln zł. Dodając to do wcześniejszych datków, mamy już ponad 4 mld zł. Czyli do każdego wybudowanego statku polscy podatnicy dokładali po 30 mln zł. Powtórzmy: są to wyliczenia szacunkowe, bo brak jest rzetelnych danych. Naszym zdaniem stocznie dostały jeszcze więcej pieniędzy. Od wstąpienia do Unii większość tej forsy wydawano niezgodnie z prawem, czyli jawnie okradano podatników (bo stocznie nie powinny dostawać pomocy publicznej); stoczniowcy żyli więc z kradzionego - jak paserzy. Kolebki-skarbonki Dlaczego pompowano tę kasę do stoczni? Robiono to wyłącznie z powodów politycznych, propagandowych. W PRL wymyślono, że budowa statków to polska specjalność narodowa. Już wówczas sprzedawaliśmy je poniżej kosztów własnych (częściowo to się zwracało, bo za statki dostawaliśmy tańsze surowce). Od 1980 r. mamy natomiast nieustanną bajkę o stoczniowcach, którzy obalili komunizm w Polsce i w Europie. Obalali w 1970, 1980, 1981, 1988 r., aż w końcu obalili i wreszcie by chcieli w spokoju budować statki. Tylko tak się jakoś porobiło, że zajęci obalaniem komunizmu stoczniowcy nie zauważyli, że taniej, szybciej i lepiej zaczęto budować gdzie indziej i naszych statków nikt już nie chce. Żeby nie było, że my tu w "NIE" się czepiamy, bo jesteśmy komuchami, w raporcie NIK stoi czarno na białym: Decydujący wpływ na udzielanie kontrolowanym jednostkom pomocy publicznej miały nie racje ekonomiczno-gospodarcze o charakterze długookresowym, lecz zamiar utrzymania bieżącej produkcji i względy społeczne, przy czym efekt działań w tym zakresie był krótkotrwały. W innym zaś miejscu: W ocenie NIK istotny wpływ na decyzje kolejnych rządów o utrzymaniu funkcjonowania sektora stoczniowego i kontynuacji budowy statków miały względy historyczne. Przez wszystkie te lata żadne media - ani dziś kochająca Kaczyńskich "Rzeczpospolita", ani kochająca Tuska "Wyborcza" - nie podniosły lamentu, że stoczniowcy zabierają kasę nam, naszym matkom, ojcom, córkom i synom. Kamiński w 2006 i w 2007 r. nie podsłuchiwał i nie śledził ówczesnego Grada, czyli Wojciecha Jasińskiego. A w 2006 i w 2007 r. w Szczecinie, Gdyni i Gdańsku budowano statki, z których każdy przyniósł straty. Straty dla budżetu. Stoczni nikt nie chciał kupić. Przez lata. W raporcie NIK także stoi czarno na białym, że w okresie 2006-2007 zarząd Stoczni Gdynia podejmował we współpracy z ministrem skarbu szereg nieskutecznych inicjatyw na rzecz prywatyzacji. Mimo wysłania 84 zaproszeń do rokowań, nie doszło do prywatyzacji: na zaproszenia odpowiedziały dwa podmioty - pierwszy z uczestników zaoferował kupno wszystkich akcji posiadanych przez skarb państwa za 1 (jeden) zł, drugi nie potwierdził dalszego uczestnictwa w rokowaniach. Z podsłuchów CBA wynika, że Ministerstwo Skarbu szukało kupca, który zobowiązałby się budować statki. Czyli rząd PO nadal chce produkcji o charakterze propagandowym. Dla zasady, tradycji czy też dlatego, że stoczniowcy lubią spawać kadłuby? Na szczęście realnie zaprzestano już tego absurdalnego procederu, jakim było budowanie statków w polskich stoczniach. Uff, można odetchnąć? Nie! Po tym, jak w lipcu 2008 r., zgodnie z zaleceniami Unii Europejskiej i zobowiązaniami naszego rządu, miano zamknąć worek z publiczną kasą dla stoczni, Stocznia Szczecińska otrzymała od Agencji Rozwoju Przemysłu gwarancje na 50 mln zł. W tym roku prezydent Gdańska umorzył Stoczni Gdańskiej (od 2007 r. ukraińskiej, całkowicie prywatnej) zaległość podatkową w kwocie 2 mln zł. Kiedy to się skończy? ------------------------ * Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów podaje, że od 1 maja 2004 do 31 lipca 2008 r. stocznie otrzymały w sumie 8,582 mld zł pomocy publicznej. UOKiK liczy w tej kwocie udzielone gwarancje. My zliczamy żywą gotówkę.
 
Waldemar Kuchanny
 
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl