Shop    |  Site map    |  Contact   
 
Maritime
Companies
Database
3698 addresses
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi
Wydrukuj artykuł

Ostatni nie gasi światła

Kurier Szczeciński, 2009-09-14

Przed wejściem do jednej z hal stoi stoczniowiec. Ramię ma zgięte w słynnym geście Kozakiewicza, a środkowy palec prawej ręki wyprostowany - wiadomo, co to oznacza. I napis "Dla Donalda". Też wiadomo, o kogo chodzi. Stoczniowiec jest oczywiście martwy, tak jak martwa jest cała stocznia. Metalowa rzeźba powstała z wściekłości i frustracji zwolnionych pracowników. W tej chwili w stoczni panuje ponura cisza. Milczą warte dziesiątki milionów euro wycinarki plazmowe i giętarki w walcowni. Tylko wiatr hula po pochylniach, na których zostały na wpół dokończone sekcje budowanych jednostek. Nikt nie spawa i nie maluje ostatniego statku, który stoi zacumowany przy nabrzeżu. Determinacja nielicznej garstki tu zatrudnionych jest jednak nadal potrzebna. Muszą ratować to, co zostało. Chronić maszyny przed korozją, konserwować dźwigi, naprawiać instalacje. Najważniejsze jednak zadanie to uratować stocznię przed złodziejami i złomiarzami. Próby kradzieży zdarzają się tu bardzo często. Na szczęście ochrona też działa. Złodziej skacze przez płot Teren stoczni zajmuje dziś blisko 60 ha. To kilometry płotów, murów, siatek i bardzo długie nabrzeże. Do tego 5 bram. I fama, która kilka miesięcy temu poszła po mieście - że ze stoczni da się wszystko ukraść. Nic dziwnego, że złomiarze zaatakowali. Masowo. W weekendy było tu naprawdę gorąco. Wojna trwa nadal. - Ale sytuację udało się nam opanować - zapewnia Czesław Głowacki, kierownik biura zabezpieczenia stoczni. - W tej chwili tylko sporadycznie zdarzają się próby kradzieży. Zatrzymujemy złodziei i przekazujemy ich w ręce policji. Zapadały wyroki skazujące sprawców na więzienie. Nadal oczywiście w weekend mobilizujemy siły. Teraz z kolei panuje wśród meneli przekonanie, że stocznia jest dobrze chroniona. Wielu złomiarzy przekonało się, że 16 nowoczesnych sterowanych kamer przemysłowych faktycznie działa. Że ochrona to nie "dwóch dziadków na emeryturze", tylko wyszkoleni, uzbrojeni i sprawni fizycznie mężczyźni. Ochroniarze w większości to dawni pracownicy stoczni, którzy teren znają jak własną kieszeń. Wiedzą, którędy dostają się przez płot złodzieje, w newralgicznych punktach zastawiają więc zasadzki i instalują czujki. Najcenniejszy majątek, czyli elektronarzędzia, materiały spawalnicze i kable zostały zgromadzone w dodatkowo chronionych magazynach. Oprócz ochrony dbają o nie pracownicy stoczni, którzy zostali tu po zakończeniu produkcji. Szefostwo ochrony zapewnia też, że majątek jest zabezpieczony nie tylko przed zewnętrznymi drobnymi złodziejaszkami, ale też przed ludźmi, którzy wchodzą i wjeżdżają na teren oficjalnie. Przecież oprócz około 200 byłych stoczniowców, którzy konserwują urządzenia, pracuje tu ponad 500 osób zatrudnionych w zewnętrznych firmach. Trzeba pilnować, kto i co wywozi z zakładu. Do tej pory nie zanotowano większej próby kradzieży. Aż wszystko zardzewieje? Spacer po halach, po nabrzeżu i po pochylniach robi dziś wstrząsające wrażenie. Wydaje się, że produkcja trwa tu nadal, a nie ma ludzi, bo jest po prostu niedziela (chociaż stocznia nie usypiała nawet w święta). Czekają gotowe sekcje statków - ba, stoi na nabrzeżu "prawie gotowy" ogromny kontenerowiec. Na jednej z pochylni świeci się nowa gigantyczna śruba okrętowa. Gdyby ktoś jednak chciał dziś uruchomić produkcję statków, to samo sprawdzenie instalacji i urządzeń zabrałoby kilka miesięcy. Pełny rozruch zakładu byłby możliwy najwcześniej po pół roku. Potrzebne są gigantyczne pieniądze i armia fachowców. Najlepiej byłych operatorów, którzy znają ten specjalistyczny sprzęt. Kiedy zmieni się sytuacja, czy znajdzie się inwestor, czy zapadanie decyzja o uruchomieniu produkcji? - na te pytania nikt dziś w Polsce nie udzieli wiarygodnej odpowiedzi. To oznacza, że wyrok śmierci na stoczni został już wykonany.
 
Piotr Biniek
Kurier Szczeciński
 
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl